Myślę sobie, jakie wrażenie na zachodnich, karmionych kretyńską propagandą o szaleńcu, psycholu i degeneracie ludach musi robić Putin z takiego wywiadu jak ten Carlsona. Putin o tych ludach ma zresztą – wydaje się, że słusznie – kiepskie zdanie i uważa je za bandę przygłupów.

Gdyby traktował odbiorców poważnie, nie kłamałby, nie manipulował i przedstawił po prostu swoją perspektywę – punkt widzenia (jednak wciąż) mocarstwa. Tymczasem zrobił długi, „sięgający Mieszka” wstęp pseudohistoryczny, w którym fakty wymieszał 1:1 z kłamstwami i manipulacjami tylko po to, by na motywach tej opowieści zaserwować światu bajkę o Żwirku i Muchomorku. Głodne kawałki o cudownej Mateczce Rosji przykryły całą faktografię związaną ze Związkiem Sowieckim. Dla Putina Rosja z IX wieku, Rosja carska, ZSRS i dzisiejsza Rosja, to jest to samo. Rosja przedstawiana przez Putina jest zawsze rozsądna, łaskawa, ma na wszystko papiery, a przy tym kieruje się chrześcijańską miłością bliźniego. Prawosławni w USA pewnie popłakali się ze wzruszenia, a i innym też się łza w oku zakręciła. CIA zawsze knuje, a rosyjskie służby siedzą jedynie w fotelach i obserwują ze smutkiem. Mógł sobie Włodzimierz Włodzimierzowicz darować te głodne kawałki, ale on jest przecież kutym na cztery nogi cwaniakiem. Szkolonym i bystrym i wie doskonale jak robić frajerom i naiwniakom wodę z mózgu. Spodziewałem się właśnie tego, zatem nie jestem zaskoczony. Chciałem usłyszeć tylko jedno – odniesienie się do kwestii wojny z Polską. Putin orzekł, że nie ma nic do Polski i wojna może być tylko wtedy, kiedy Rosja będzie się bronić przed napaścią ze strony Polski. Czy wierzę w to zapewnienie? Nie, nie wierzę, ale biorąc pod uwagę, że Putin niczego nie mówi bez powodu, przyjmuję, że istotnie nie zależy mu na wojnie z Polską i daje tym samym do zrozumienia, iż chętnie widziałby Polskę trzymającą się z daleka od obecnego konfliktu na Ukr. Tymczasem w Polsce dominuje zgoła inna narracja.
Na koniec – Putin pozwolił sobie na docinek w kierunku USA, że Stany powinny się zająć własnymi problemami – mają problemy na granicy z Meksykiem, problemy z długiem, z mniejszościami. Zapomniał tylko dodać, że większość z tych kwestii USA „zawdzięczają” sowieckiej/rosyjskiej agenturze działającej w Stanach. Takie drobne przeoczenie jak to z paktem Ribbentrop-Mołotow, czy agresja na Finlandię. Generalnie rzecz biorą wywiad był długi i nudnawy, za to Putin – dla człowieka zaoranego propagandą głównościekową – wypadł jak mąż stanu. Zwłaszcza przez kontrast z naszym niedojdami i pajacami. Zestawmy sobie Putina z Zełeńskim, Dudą, Bidenem, albo zejdźmy ciut niżej i weźmy takiego Józefaciuka, Kotulę czy innego Kamysza. Przepaść pod każdym względem: intelektualnym, socjotechnicznym, mowy ciała, wiedzy… i zimnego wyrachowania.

Na platformie X kol. Michał Cebula napisał:

„Nie rozumiem bronienia JKM na siłę. Chłop ewidentnie nie chce dochodzić do władzy co jest sprzeczne z definicją partii politycznej. Niech odpoczywa na emeryturze (zasłużonej) a Konfederację niech zostawi w spokoju.”

Tego typu komentarzy pojawiło się w ostatnim czasie mnóstwo. Świadczy to, moim zdaniem, przede wszystkim o dwóch rzeczach:
– Konfederacja przyciąga do siebie coraz więcej nowych, głównie młodych ludzi
– nowy elektorat nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, czym miała być Konfederacja i na co oddał głos
Identyczną sytuację obserwowałem kilka lat temu, kiedy młody, zbuntowany wobec zastanej rzeczywistości elektorat, kompletnie zniechęcony do Ruchu Palikota, który poparł ochoczo i gremialnie w 2011 roku, już w 2014 roku zagłosował w wyborach do PE na Kongres Nowej Prawicy, której założycielem był Janusz Korwin Mikke. Wówczas, przy bardzo niskiej frekwencji (23,3%), KNP otrzymał 7,14% głosów i wprowadził 4 europosłów do PE. Na Facebooku toczyły się wówczas tak irracjonalne dyskusje nowych wielbicieli JKM, że postanowiłem opuścić tę platformę, żeby się nie denerwować. Część spośród tych nowych wyborców postanowiła jednak nie poprzestawać na buncie i bredzeniu, ale zaczęła czytać, sprawdzać, sięgać do źródeł i weszli oni w skład twardego elektoratu ideowego. Motorem do zainteresowania się ideą stojącą za partią JKM był… JKM i jego bardzo duża aktywność w Internecie. Reszta tych „sierot po Palikocie”, w następnych wyborach, poszła głosować znowu na bandę czworga, albo w ogóle przestała głosować.

Dlaczego o tym piszę, skoro nie tego dotyczyło pytanie (czy raczej niezrozumienie)? Po co ten wstęp? Ano po to, żeby uzmysłowić ludziom, że to nie pierwszy raz, kiedy partia JKM przyciąga nowych, bezideowych wyborców, sądzących, iż – w tym przypadku Konfederacja – jest kolejną partią, jakich jest na świecie mnóstwo (tak zresztą postrzegają Konfederację wszyscy dookoła – w tym wyborcy innych partii).

Powiedzmy sobie to już teraz: partia zakładana przez JKM, mająca fundament i korzenie w cywilizacji łacińskiej, moralności katolickiej i logice dwuwartościowej, NIE JEST partią władzy.

To po co taka partia?
Ponieważ takie mamy realia i taki system wybierania władzy. JKM jest legalistą – nie chce działać niezgodnie z prawem. Rewolucja to domena socjalistów wszelkiej maści. Prawica (tak w skrócie nazwijmy ruch konserwatywno-wolnościowo-patriotyczno-katolicki) jest siłą kontrrewolucyjną i działa pokojowo w takich warunkach, jakie panują. Dobrym przykładem takiego podejścia jest XIX- i XX-wieczna „praca u podstaw” – znana z działalności ludzi mających Polskę w sercu, a żyjących pod zaborami. Czy oni próbowali przeprowadzać rewolucję? Nie, oni działali w trudnych warunkach i robili to, co się aktualnie dało, by budować świadomość i przeciwstawiać się germanizacji i rusyfikacji. Rewolucjoniści rzucali się bezsensownie przelewać krew i tym samym osłabiać naród (wystarczy prześledzić jaką hekatombą dla narodu polskiego było gloryfikowane wszędzie Powstanie Styczniowe – i nie mówię o walce, o zbrojnych starciach, tylko o konsekwencjach, które ponieśliśmy po jego upadku; to jest oddzielny temat – niszczenie polskiego ziemiaństwa, wzrost znaczenia Żydów w zaborze rosyjskim, etc.). To elementarz, dlatego martwi mnie, że takie rzeczy muszę tłumaczyć współczesnym ludziom, którzy powinni mieć świadomość tego gdzie żyją i dlaczego jest tak, jak jest. Ale tłumaczyć należy – to właśnie ta „praca u podstaw”.

Wracając do JKM i systemu partyjnego – dlaczego „chłop nie chce dochodzić do władzy, co jest sprzeczne z definicją partii politycznej”?
Po pierwsze – ponieważ jest cybernetykiem, logikiem i realistą, a NIE fantastą, cynikiem i żądnym władzy makiawelistą. Po drugie – stwierdzenie: „nie chce dochodzić do władzy” jest podstawowym błędem w postrzeganiu JKM. Tu nie chodzi o to, czego on chce – tu chodzi o to, czego mają chcieć ludzie, którzy będą kierować się rozumem w oparciu o wiedzę.
On tłumaczy, wskazuje kierunek, skłania do myślenia i własnych poszukiwań. Poprzez cytaty wskazuje źródła, do których warto sięgnąć. JKM nie jest alfą i omega i nie wymyślił tego wszystkiego sam – ma za sobą setki lat dociekań, wniosków, spostrzeżeń i odkryć innych ludzi. Ma za sobą CYWILIZACJĘ.

Tutaj masz, czytelniku, częściową odpowiedź na pytanie: „dlaczego ludzie bronią JKM na siłę”?. Nie „na siłę” – bronią go uparcie i stanowczo. „Na siłę” to główny ściek polityczno-medialny, przez ostatnie trzy dekady, próbuje robić z niech szaleńca, psychopatę, degenerata i idiotę – w dobrze rozumianym własnym interesie zresztą. I to stanowcze stawanie przy nim murem, to nie jest nic „na siłę”, tylko z wolnego wyboru wolnych ludzi, którzy zdają sobie sprawę nie tylko z tego, co zawdzięczają Korwinowi, ale też doskonale wiedzą, o co toczy się wojna. Tak, wojna. Wojna kulturowa, wojna ideologiczna, wojna o umysły. Zastanów się przez chwilę, czytelniku – skąd się bierze cała masa ludzi, którzy nie mają żadnej usystematyzowanej wiedzy, choć skończyli szkołę podstawową, liceum i studia i – co chyba ważniejsze – nie posiadają spójnego logicznie światopoglądu. Owszem – znają taki lub inny program komputerowy, mogą znać języki, ale w zakresie wiedzy ogólnej, wiedzy o świecie, historii, często z elementarnej matematyki są kompletnymi ignorantami. Dlaczego jest ich tak wielu? Podpowiem – ponieważ mamy demokrację powszechną i dokładnie tacy wyborcy są potrzebni, by spokojnie sprawować władzę. Tego potrzebują ludzie żądni władzy – bezideowych osobników pozbawionych kultury, tradycji, wiedzy, wyrwanych z korzeniami z cywilizacji, z której wywodzą się ich przodkowie. „Czyste tablice”, które można najpierw w szkołach, a potem via media napełniać treścią.

Człowiek pożądający władzy, to najgorszy typ polityka i najczęściej spotykany. Pragnienie władzy powinno dyskwalifikować każdego kandydata do jej objęcia. Ale dzieje się inaczej. Przy tej okazji muszę wspomnieć o historii. Bardzo skrótowo, spłycając, ale tego nie da się pominąć (a nie chcę z tego długiego tekstu robić kilku wykładów). Towarzysz Gomułka ukuł niegdyś (1945) hasło: „Władzy raz zdobytej, nie oddamy nigdy!”. Część ludzi żartuje sobie z tego śmiejąc się z durnego I Sekretarza KC PZPR, że nie ma już przecież ani PRL, ani PZPR, ani Gomułki, a Polska jest wolna i niepodległa. „Socjalizm upadł i teraz mamy wolność i demokrację.” Czyżby? Gdyby tak było, to w pierwszym, rzekomo wolnym, rządzie III RP ministrem spraw wewnętrznych, szefem bezpieki i wicepremierem nie byłby gen. Czesław Kiszczak, a prezydentem nie byłby Wojciech Jaruzelski. W 1993 roku do władzy nie doszłoby SLD z PSL, których trzon stanowili ludzie bezpośrednio wywodzący się z PZPR i ZSL…
Komuniści NIGDY nie stracili władzy w Polsce – to fakt, nie teoria, czy domysły. Przez ten pryzmat należy postrzegać system w Polsce, Konstytucję (pisaną przez SLD i UW i propagowaną przez byłego ministra sportu w peerelowskim rządzie Rakowskiego, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ex-członka PZPR – do dziś pamiętam, jak dziadek, który dostał pocztą tę Konstytucję, po jej przeczytaniu powiedział mi ze smutkiem : „to jest bardzo zły dokument”), ale także ordynację wyborczą, system edukacyjny, kulturę, gospodarkę i media. Nade wszystko jednak MENTALNOŚĆ ludzi.

Teraz odpowiedzmy sobie na pytanie: co trzeba zrobić, by wygrać wybory w kraju, gdzie większość ludzi posiada socjalistyczny sposób myślenia nie tylko o państwie i gospodarce, ale ogólnie rzecz biorąc bliżej tej ludności do człowieka sowieckiego (homo sovieticus), niż do człowieka myślącego (homo sapiens)? Państwo ma zajmować się każdą dziedziną życia (na swoje potrzeby nazywam to „państwizmem” czyli religią, w której wierzy się we wszechmoc państwa), a sfera budżetowa (czyli ludzie, którzy w większości nie płacą podatków, bo to państwo jest ich pracodawcą) rośnie z każdym miesiącem i rokiem. Sprawdźmy kto wygrywał wybory do tej pory – przecież nie musimy teoretyzować, wszystko mamy na tacy. Tak, wszystkie partie, które wygrywały wybory w Polsce po 1989 to partie socjalistyczne: SLD, PSL, AWS, UW, PO i PiS. Co ciekawe – te partie to są tylko zmieniające się szyldy – PZPR-SdRP+UP-SLD-LiD-Lewica, ZSL-PSL-Trzecia Droga, KL-D+UD-UW+AWS-PO z przyległościami (Ruch Palikota, Nowoczesna, Hołownia – tak, on jest w 3D, ale to nie jest gość z PSL, tylko typ od Tuska), PC+ROP+AWS-PiS.
Jak te partie zdobywają poparcie?
Kłamią, manipulują, obiecują gruszki na wierzbie, grają na emocjach, napuszczają różne grupy ludzi na siebie, publikują wyniki badań opinii publicznej i sondaże przedwyborcze (czyli narzędzie kreowania opinii publicznej).

Teraz odpowiedzcie sobie, drodzy czytelnicy, na pytanie: czy polityk reprezentujący partię zbudowaną podobno na fundamencie katolickim (ważne: wcale nie musi być katolikiem, po prostu uznaje, że jest to najlepsza, najbardziej społecznie korzystna i zapewniająca cywilizacyjny rozwój znana człowiekowi etyka) może stosować metodę „cel uświęca środki”? Oczywiście, że może. Dokładnie to robi od lat PiS. Jaki jest efekt? Ano taki, jaki był w Hiszpanii i Irlandii, gdzie politycy wykorzystali katolicyzm do swoich niecnych celów – niszczenie Kościoła, religii i wiary, po czym do władzy dobierają się komuniści. Słowem – stosowanie haniebnych metod, by (rzekomo) osiągnąć zbożny cel kończy się własnym upadkiem moralnym i zniszczeniem idei w świadomości ludzi. PO zrobiła zresztą dokładnie to samo z ideą konserwatywno-liberalną w 2005, a potem w 2007 i 2011 roku. Zgarnęła hasła UPR, wygrała wybory w 2007 roku, po czym wprowadziła socjalizm łamiąc wszystkie obietnice. W efekcie dociągnęła do 2015 i mało brakowało, a rozpadłaby się, a do władzy doszedł PiS (udający partię prawicową, katolicką i patriotyczną, a w rzeczywistości socjalistyczny wykwit, wycierający sobie mordę katolicyzmem i prezentujący gomułkowsko-moczarowski „patriotyzm”).

Dlatego właśnie partie założone przez JKM stały zawsze na gruncie mówienia prawdy, choćby ona była najsmutniejsza i najtrudniejsza do przyswojenia. To nie JKM ma chcieć władzy – to rozumni, świadomi ludzie, muszą chcieć wybrać kogoś (niekoniecznie JKM), kto ich nie okłamuje, twardo broni idei i nie lawiruje, nie idzie na kompromisy w kwestiach kluczowych, nie uśmiecha się do czerwonego mainstreamu. Taką osobą był przez dziesięciolecia JKM, ale od niedawna nie tylko on jest taki – taki był też Grzegorz Braun. Jego postawa zaowocowała ogromnym, jak na polskie realia, sukcesem – z 1 posła w poprzedniej kadencji – zrobił 4 w obecnej. Był wyciszany przez sztab i władze Konfederacji* (podobnie jak JKM), ale realizował „pracę u podstaw” i osiągnął sukces. Ten przykład pokazuje, że można się obyć bez mainstreamowych mediów, do których tak chętnie cięgnie Bosaka i Wiplera. Nie ZET, TVN, TVP, Polsat czy RMF są środkami do osiągnięcia celu, jakim jest ZMIANA MENTALNOŚCI POLAKÓW, tylko TŁUMACZENIE ludziom otaczającego świata.

Powiesz czytelniku, „ale to nie jest zadanie partii politycznej!”. A ja odpowiem: „a kto ci tak powiedział?”. Kto nam zaaplikował demokrację powszechną? Polacy to sobie w referendum wybrali? Dlaczego partia polityczna nie ma być – poprzez kontrast w stosunku do innych partii – siłą zmieniającą postrzeganie polityki, kultury, ekonomii, gospodarki, etyki? Moim zdaniem, w dzisiejszych realiach, to jest najlepszy możliwy sposób docierania do ludzi. Fundacje, stowarzyszenia, niszowe media (ponieważ nie ma szans w tym systemie na wielkie media prawicowe) mają nikłą szansę dotarcia do ludzi i zmiany przez nich postrzegania rzeczywistości. Dlaczego? Ponieważ wróg jest potężny, ma kadry, struktury, środki, narzędzia, by utrzymywać ludzi w marksistowskim matrixie. TYLKO poprzez działalność polityczną można w tej materii coś zmienić. Ale przecież to rzecz nienowa. Tak działali polscy politycy w Galicji podczas zaborów, biorąc udział w życiu politycznym Cesarstwa Austro-Węgierskiego, tak działał Roman Dmowski będąc posłem do rosyjskiej Dumy, tak działał Stefan Kisielewski będąc posłem w Sejmie PRL. Ten, kto skupia się wyłącznie na publicystyce nie będzie miał tej siły dotarcia do ludzi, którą ma publicysta-polityk. Stanisław Michalkiewicz to człowiek wybitny, znakomity publicysta, obserwator i komentator otaczającej nas rzeczywistości. Gdyby jednak nie działał w UPR, to pewnie nikt by o nim nie usłyszał. Ruch Narodowy, gdyby skupiał się na pisaniu tekstów krytycznych, nie przekraczałby w wyborach 1%. A co zrobili ludzie z tego środowiska? Stworzyli Marsz Niepodległości. To jest manifestacja ideowa, na której stworzono partię polityczną. Bez Marszu Niepodległości nie byłoby Ruchu Narodowego.

Reasumując: Konfederacja w zamierzeniach miała być partią nie władzy, a zmiany sposobu myślenia. Żeby to robić, musiała wychodzić z utartych schematów, pokazywać manipulacje, ujawniać sofizmaty, prostować ścieżki, karcić absurdy i błędy logiczne. To miała być istota tego ruchu. Ludzie rozumiejący to, co tu napisałem, będą trwali przy JKM, bo on przez 40 lat dokładnie tym się zajmował. Kiedy ktoś mu mówił, cwaniacko manipulując: „Pan popiera pedofilię!”, on tłumaczył dlaczego nie i na czym polega manipulacja i błąd logiczny. Wyjaśniał wątpliwości i kłamstwa. Słynne jest jego słowne starcie z „Rurkowcem” (Dariuszem Szczotkowskim) – młody działaczem lewicowej młodzieżówki. Gdyby nie JKM, to ten chłopak skończyłby jako standardowy komuch. Gdyby usłyszał o nim tylko komentarze medialne, to skwitowałby go: „kolejny prawacki idiota” i tyle byłoby z refleksji nad słowami JKM. Ale chłopak miał szczęście zetrzeć się z JKM w wymianie zdań (swoją drogą był przy tym Dariusz wybitnie nieuprzejmy, złośliwy i arogancki w stosunku do o wiele od niego starszego JKM). Dlaczego tą drogą nie poszedł sztab Konfederacji w ostatnich wyborach? Dlaczego nie organizował spotkań z JKM i Braunem, w których można by było zadawać im nawet skrajnie złośliwe, chamskie pytania, jakich pełno jest w głównym ścieku medialnym i na mediach społecznościowych? Przecież ich największym atutem jest prawda i logika! Czy to oznacza, że w każdej sytuacji mają rację i zawsze trzeba się z nimi we wszystkim zgadzać. Oczywiście, że nie. Ale dzięki takiemu spotkaniu, wysłuchaniu, przemyśleniu i zrozumieniu można mieć szansę zweryfikować „własne” sądy, które często są wynikiem wlania przez kogoś „wiedzy” w nasze głowy. Wiele opinii JKM czy Brauna powoduje, w pierwszym odruchu, szok i odrzucenie. Dlaczego? Ponieważ jest to efekt dysonansu poznawczego. Jeśli jedzie się torem myślenia człowieka sowieckiego, to nie da się przejechać na tor myślenia człowieka z cywilizacji łacińskiej. Tam nie ma mijanek i łączników – to są tory równoległe, nie krzyżujące się nigdzie i nigdy, w dodatku kierunek ruchu jest przeciwny. Jedynym sposobem jest przeskoczenie – ale to wymaga sporego wysiłku, chęci i samozaparcia, ponieważ ładunek kłamstw, sofizmatów, manipulacji, bzdur na torze sowieckim jest ogromny.

Podam przykład z życia, powiedziałbym – z życia na gorąco. Człowiek jadący torem, po którym jedzie JKM, kiedy słyszy, że „to matka, a nie państwo, powinna decydować, kiedy córka może współżyć” rozumie to w ten sposób:
– jeśli państwo może zdecydować o wieku zgody, to matka będzie kompletnie bezradna, kiedy państwo obniży wiek zgody do 11 czy 12 lat (a są środowiska, które od ponad pół wieku próbują forsować tego typu zmiany w prawie, z holenderską Partią Pedofilów na czele). W dodatku każdy zwyrodnialec, który zbałamuci dziecko w tym wieku nie będzie już pedofilem (Pandora Gate w takim wypadku nie byłoby żadnym skandalem pedofilskim, tylko normalną praktyką). Z drugiej strony, jeśli matka jest chodzącą patologią i postanowi córkę sprzedawać, to będzie podlegać pod handel ludźmi, który jest nielegalny, a wtedy straci prawa rodzicielskie. Ponadto: ile matek znam, które zgodziłyby się na to, żeby ich dziecko współżyło z dorosłymi facetami? Żadnej. Czy takie występują? Pewnie tak, ale jest to taki margines marginesu, że kwestię tę można pominąć. Poza tym: skoro matka ponosi odpowiedzialność za dziecko, to nie może w jej władzę rodzicielska pchać się z butami biurokracja. Resztę kwestii powinny regulować sądy. Jeśli dziecko samo chciało, a matka się zgodziła, to nie można w to ingerować – może nam się to nie podobać, możemy to piętnować, ale to jest decyzja tych ludzi. Jeśli chcemy szanować wolność, to musimy też uznać, że decyzje rodzą konsekwencje, z którymi ludzie muszą potem żyć.
A jak to widzi człowiek sowiecki? Mniej więcej tak:
– „JKM popiera pedofilię”, to „stary zgrzybiały, śliniący się starzec, który chciałby klepać dziewczynki po pupach!” „Przez niego matki będą handlowały dziećmi!” To niedopuszczalne!
Tak, w cudzysłowach, bo to są cytaty z komentarzy na X i YT.
W pierwszym przypadku jest analiza wypowiedzi, rozważenie różnych sytuacji, wnioski, bez emocji, na chłodno,
a w drugim ślepa nienawiść i bezmyślne szczekanie.

Drugi przykład – też rzekomy powód zawieszenia JKM i rzekomy dowód szkodzenia – prawa wyborcze dla kobiet.
Prawo wyborcze składa się z prawa czynnego – wybierania i prawa biernego – kandydowania. JKM od lat postuluje likwidacje czynnego prawa wyborczego dla kobiet. Podobno kobiety nienawidzą go z tego powodu tak bardzo, że na niego nie głosują. Nie jest to prawda – to po pierwsze. Nie głosują na niego kobiety, które nie rozumieją tego, co powiedział. Po drugie – argumentacja jest bardzo sensowna i logiczna, dlatego wiele kobiet, które się z nią zapoznają, przyznaje mu rację. Argumentacja jest następująca:
– kobiety są z natury emocjonalne i troskliwe
– jeśli mogą wybierać między bezpieczeństwem a ryzykiem, wybierają najczęściej bezpieczeństwo
– bardziej kierują się intuicją, powierzchownością, niż logiką
– są bardziej ufne i łatwowierne
Jest to opis ogólnych różnic między mężczyznami i kobietami. Czy to uwłacza kobietom? Nie, bo to nie jest ocena – dobry-zły, tylko opis ogólnych cech. Jedna kobieta będzie bardziej logiczna i mniej łatwowierna, inna bardziej ufna i emocjonalna, ale te cechy są bardziej dominujące u kobiet, niż u mężczyzn.
Druga kwestia to inteligencja. Badania naukowe pokazują – i jest to potwierdzenie, że Bóg bardzo dobrze to zaprojektował – że kobiety są przeciętnie mniej inteligentne od mężczyzn. Ale spokojnie, bo musimy jeszcze wyjaśnić co to oznacza? Ano to, że wśród kobiet średnią inteligencją cechuje się znacznie większa liczba jednostek, niż wśród mężczyzn. Czyli jeśli chodzi o średnią inteligencję, to znacznie większa jest liczba średnio inteligentnych kobiet, niż średnio inteligentnych facetów. W efekcie jest też więcej facetów z wysoką inteligencją, niż kobiet w tym przedziale. ALE (i o tym też JKM mówił z tym, że to się pomija, bo nagle ktoś mógłby zacząć go rozumieć – a to niedopuszczalne) znacznie więcej jest wśród facetów jednostek z niższą inteligencją, niż wśród kobiet. Czyli durnych facetów jest więcej, niż durnych bab.
Czy to oznacza, że JKM twierdzi, iż wszyscy mężczyźni są inteligentniejsi od kobiet? NIE. Czy to oznacza, że JKM uważa, że kobiety są głupie? NIE.
Wracając do czynnego prawa wyborczego – cechy kobiece, w połączeniu ze średnią inteligencją powodują, że kobiety będą wybierać partie obiecujące bezpieczeństwo, czyli wszystkie partie socjalistyczne. Jeśli się jest prawicowcem i rozumie się tę prawidłowość, to postulowanie powszechnej demokracji jest skrajnym debilizmem. Mało tego – byłoby nieszczerością wobec wyborców! Zarzut zatem, że JKM szkodzi idei i partii tym, co tutaj przytoczyłem, jest skrajnie idiotyczny. I to jest kolejny powód, że elektorat ideowy twardo stoi za JKM. Bo ten elektorat ROZUMIE. natomiast wyborcy Konfederacji „z przypadku” oburzają się na JKM, że szkodzi, gdyż NIE ROZUMIEJĄ.
Co do biernego prawa wyborczego dla każdego, to JKM jest oczywiście za. I on zapewne, i ja mielibyśmy całkiem sporo dobrych kandydatek, na które warto byłoby oddać głos.

I na koniec (bo już i tak strasznie się rozpisałem – ale to może komuś coś rozjaśni, nie piszę tego dla siebie):
dlaczego takie osoby jak Wipler, Bosak, Tumanowicz czy Mentzen są obecnie tak mocno (momentami zajadle) atakowani przez „korwinistów”?
Powodów jest kilka:
– zrzucają odpowiedzialność za własne błędy na bogu ducha winnego JKM, a to jest rzecz niedopuszczalna w środowisku; jeśli zawaliłeś, to przeanalizuj co zrobiłeś nie tak, porozmawiaj ze środowiskiem, przeproś, wyciągnij wnioski i nigdy więcej tych błędów nie popełniaj; największym chyba błędem, nie wiem czy wynikającym z głupoty, czy z wyrachowania, było niedopuszczenie JKM do wyjaśnienia swoich słów publicznie, wskazania (gremialnie w mediach – powinien to robić Bosak, Mentzen i Wipler, bo JKM nikt nie zaprasza*) manipulacji, sofizmatów i kłamstw mediów na temat tych wypowiedzi
– odcinanie się od JKM – obecnie już zupełnie otwarte; jeśli defekujesz we własne gniazdo, to jesteś skończony jako polityk; publicysta może z innym publicystą prowadzić polemikę publicznie, mogą się spierać, ale jeśli jesteś w partii ideowej i media oczerniają twojego partyjnego kolegę ewidentnie kłamiąc na jego temat, to masz obowiązek go bronić (zwłaszcza, że wiesz, iż nigdy go nie zaproszą, by zadać mu pytanie w podobny sposób) – zwłaszcza, że nie jesteś amebą intelektualną, tylko bystrym facetem; tutaj było lawirowanie, mówienie o tym, że JKM szkodzi, a na końcu odcinanie się od niego i twierdzenie, że bredzi
– porzucenie idei na rzecz prób przypodobania się centrowemu, bezideowemu, nie rozumiejącemu nic elektoratowi; elektorat centrowy jest najgorszym typem wyborców – wolę kogoś, kto mówi „TAK, TAK, NIE, NIE” od kogoś, kto relatywizuje, kręci, nie wnika, nie ma zdania, słowem – siedzi okrakiem na płocie i szoruje nabiałem o sztachety; mieliśmy już wiele takich przypadków, ale ostatnim, charakterystycznym, jest Artur Dziambor, któremu ego tak napęczniało, iż myślał, że zastąpi JKM – chodził do mediów i kalał własne gniazdo dużo bardziej, niż robi to Bosak z Wiplerem [oni uderzają głównie w JKM (choć o idei już wspomniałem)], gdyż uderzał w partię; skończył bez mandatu startując z list Trzeciej Drogi (PSL czyli Arbuzów – z wierzchu zielonych, w środku czerwonych – i Hołowni) i tyle go było w polityce; tak samo będzie z każdym, kto będzie próbował grać z szulerami z bandy czworga w pokera, na ich zasadach (czytaj: tworzyć partię próbującą odbierać ich elektorat, ich przekazem): skończy z niczym, albo sprzeda się za stołki (nie będę wymieniał nazwisk, ale sporo już ich się uzbierało); wchodzenie w rządzącą koalicję jest z kolei śmiertelnym niebezpieczeństwem – przekonały się o tym LPR i SO
– rozmycie przekazu, które skutkuje tym, że owszem – ściągnie się do Konfederacji mnóstwo ludzi bezideowych, których jest coraz więcej, ale będzie to wyłącznie chwilowy trend; jednocześnie zniechęci się twardy elektorat, który głosuje tylko dlatego na daną formację, że twardo broni ona prawdy i zasad i nie ulega poprawności politycznej; plandemia i ukrainizacja plus migracja to były główne tematy, na których można było budować świadomość i skłonić ludzi do głębszej refleksji – z obu zrezygnowano na rzecz fajerwerków, pierdyliardów i uśmiechania się w mediach.

Myślę, ze tyle wystarczy, na ten moment. Podkreślę jeszcze, bo to ważne:
to, o czym tu napisałem, to nie jest przejaw „kultu jednostki”, ponieważ za żadnego polityka nie powinno się dawać głowy, ręki albo nawet paznokci. Janusz Korwin Mikke udowodnił swoją wieloletnią postawą, że niezależnie od tego, co o nim mówią, on będzie robił swoje. Gdyby przestał, natychmiast ideowy elektorat by się od niego odwrócił, jednak nie znaczy to, że odwróciłby się od idei – po prostu przestałby chodzić na wybory do czasu powstania innej ideowej partii prawicowej.

* Panuje takie powszechne przekonanie oparte na mitologii, sofizmacie i kompletnym braku logiki, że JKM i Braun szkodą Konfederacji swoimi medialnymi wypowiedziami. Jeśli by tak było, to obaj nie mogliby się opędzić od zaproszeń. „Rurkowiec” starł się z JKM w programie telewizyjnym i w efekcie przestał być lewakiem (bo chciał – zadał sobie trud zainteresowania się poglądami człowieka, którego spotkał i który tak bardzo bronił swoich wartości, że dawał sobie nawet ubliżać). Zapraszanie JKM i Brauna to byłby koniec medialnych manipulacji, na temat ich wypowiedzi. Dlatego właśnie do mediów zapraszani są inni… młodsi, ambitniejsi, w swoim mniemaniu cwani – ale głupi w istocie, bo dający się rozgrywać).